Ciechocińska Struga od źródeł, czyli moja wyprawa kajakowa przez dziewicze serce Kosznajderii.

Z pewnością w Polsce nie brakuje rzek do odkrycia, ale czy któraś z nich znajduje się w naszym regionie, w dawnej Kosznajderii? Okazuje się, że tak! Nazywa się Ciechocińska Struga i stanowi oś rzeczną regionu wiodącą z południa na północ. To właśnie ta struga jest zlewnią dla większości lokalnych cieków wodnych zbierających wody z całego obszaru. Warto w tym miejscu chociaż krótko przypomnieć, że Kosznajderia to region historyczny, który wciśnięty jest między Bory Tucholskie, Kaszuby i Krajnę, a bliżej między Tucholę, Chojnice i Kamień Krajeński.  Jako autor, prywatnie mieszkam nad Jeziorem Grochowskim, czyli nieopodal miejsca gdzie Ciechocińska Struga kończy swój bieg. Warto zaznaczyć, że jest to tylko formalny lub też umowny koniec, ponieważ po połączeniu z ciekiem wodnym o nazwie "Struga", płynie dalej pod nazwą Raciąska Struga, aby w Nadolnej Karczmie połączyć się ostatecznie z królową Borów Tucholskich – rzeką Brdą. Zapraszam Państwa do wspólnej podróży w nieznane, od pomysłu, po plany, przygotowania i wreszcie realizację wyprawy i marzeń.

 

Historia Kosznajderii to przede wszystkim ludzie, a w tym przypadku grupa etniczna zwana Kosznajdrami. Skąd się wzięli? Sprawcą tego "zamieszania" był Zakon Krzyżacki, który w XV wieku sprowadził na te tereny ludność niemiecką wyznania katolickiego. Warto zwrócić uwagę, że w XIV wieku liczba Słowian na Pomorzu była stosunkowo niewielka, co dawało Zakonowi Krzyżackiemu duże pole do popisu. Utworzono komturstwa m.in. w Człuchowie i Tucholi oraz zamek warowny w Chojnicach. Obiekty te stały na straży szlaków handlowych prowadzących do Gdańska i Malborka. Pomiędzy nimi, obszar ten był dogodny do utworzenia wsi czynszowych, rycerskich i arcybiskupich. Atutem tego terenu były żyzne ziemie, rzeki i jeziora a to wszystko otoczone gęstym borem, czyli wszystko co było potrzebne w tamtych czasach. W 1433 roku Tucholę i Chojnice oblegały wojska czesko-wielkopolskie i pomimo tego, że załogi zamków utrzymały się, to sąsiedzkie wsie zostały spustoszone i brakowało zaopatrzenia oraz zasobów ludzkich. W tym miejscu zaczyna się ponad 500-letnia historia naszych niemieckich osadników, których Zakon sprowadził z rejonu Osnabrück (Dolna Saksonia, Westfalia), a którzy zostali nazwani później Kosznajdrami. Pozostawiona po nich spuścizna widoczna jest po dziś dzień, jednak jest to odrębna równie fascynująca opowieść...

Pomysł na spływ kajakowy Ciechocińską Strugą nie był nowy. Jako mieszkaniec Grochowa, gospodarz Siedliska Grochowo i stały bywalec szlaków kajakowych, od wielu lat chciałem spłynąć tą uroczą, dziewiczą rzeczką. Zresztą wielokrotnie miałem już okazję eksplorowania jej zakamarków, ale nigdy od źródeł. Myśl o spływie była tym silniejsza, że zawodowo organizuję spływy kajakowe i wypożyczam kajaki na Brdę i inne rzeki.  Jednak wędrówka kajakowa szlakiem Ciechocińskiej Strugi wcale nie jest taka prosta do realizacji jakby się mogło wydawać. Minione, szczególnie dwie ostatnie dekady przyniosły duże zmiany w dostępności jezior na szlaku i samej rzeki. Postępująca roślinność wodna uczyniła szlak niemal niemożliwym do przebycia. Również stany wód powierzchniowych w ostatnich latach pozostawiały wiele do życzenia. Jednak w tym roku coś się zmieniło. Wtrącę jeszcze, że z racji lokalizacji naszego gospodarstwa nad Jeziorem Grochowskim i Ciechocińską Strugą, mamy również dogodne warunki do prowadzenia działalności noclegowej i pasieki edukacyjnej. Niezależnie od tego, moja żona Ola prowadzi również pracownię psychologiczną, gdzie oprócz terapii, wykonuje m.in. badania medycyny pracy, kierowców oraz kandydatów na broń. Zmierzam do tego, że stała obecność nad wodą umożliwia nam codzienne obserwacje jeziora i strugi. Od wielu dni, dało się zauważyć podnoszące się stany wód powierzchniowych po częstych styczniowych i lutowych opadach śniegu i deszczu. Dojścia do pomostów na jeziorze znalazły się pod wodą, a łąki znajdujące się poniżej gospodarstwa również zostały zalane przez występującą z koryta strugę. Skala podtopień mogłaby być większa, gdyby nie prace melioracyjne z ubiegłej jesieni, polegające na wyczyszczeniu strugi z roślinności wodnej, która mogłaby znacznie ograniczyć spływ wody. Niezależnie od tego osobiście udrażniałem strugę, która spiętrzała się przy dwóch przepustach pod mostem drogowym z Grochowa do Gockowic. W pobliżu naszego siedliska znajduje się żeremie bobrowe, którego mieszkańcy w tej części szlaku są mocno aktywni. Spływające gałęzie i roślinność wodna klinowały się przed przepustami i również spiętrzały w tym miejscu strugę. Kolejnym argumentem przemawiającym za kajakową wędrówką po Ciechocińskiej Strudze była pora roku. Zima i wczesna wiosna jest to okres, w którym występuje najmniej roślinności wodnej, a większość z tego co zostało to zeszłoroczne uschnięte fragmenty, które są kruche i łamliwe, co ułatwia spływ. Dzięki temu zdecydowanie lepsza jest również widoczność co z kolei ułatwia nawigację na trudno dostępnych szlakach. Ogół zdarzeń spowodował, że w mojej głowie odżyło marzenie o przepłynięciu Ciechocińskiej Strugi od samych źródeł i z tej iskry powstał silny płomień.

Planowanie wędrówki kajakowej to jeden z ważniejszych elementów wyprawy, szczególnie zważywszy na porę roku oraz że prawdopodobnie nikt wcześniej nie płynął kajakiem całym szlakiem Ciechocińskiej Strugi. Zaczęło się od przeglądania map oraz, co okazało się najbardziej pomocne, zdjęć satelitarnych. To one dla doświadczonego kajakarza dają wstępny, czytelny obraz szlaku. Śledzenie strugi "od kłębka do nitki" wyzwoliło przyjemne uczucie i znajome podróżnicze podekscytowanie. Na dłuższą chwilę moje myśli zatrzymały się na Ciechocinie, ponieważ to tu pierwotnie planowałem rozpocząć spływ. Jednak ciekawość i chęć eksploracji zwyciężyła i mój wzrok podążał coraz wyżej. Bywałem przecież w tych okolicach nie raz i pamiętałem, że przecież powyżej jeziora tez coś płynie. Na drodze z Żalna do Ciechocina, po obu stronach widoczny jest szeroki ciek wodny. Zresztą w tym miejscu struga i sama okolica wyglądają przepięknie i stanowią nie lada ucztę dla zmysłów. Nie! To nie może być Ciechocin, to musi być wyżej! I tak przemierzając palcem po zdjęciach satelitarnych posuwałem się w górę i to o dziwo rzeki! Na zdjęciach wyraźnie rysował się obraz strugi, który dawał perspektywę udanej wędrówki kajakowej. Od prawej strony widoczne były wyraźne dopływy z pól pomiędzy Ciechocinem a Sławęcinem, które pierwotnie brałem pod uwagę jako miejsce startu dla mojej wyprawy. Przecież jeden z nich prowadził aż pod Nowe Ostrowite, a stany wód powierzchniowych były naprawdę wysokie. Analiza dostępnych materiałów świadczyła, że miejsc startu może być więcej niż jedno, ponieważ dalszy trop prowadził aż pod Kęsowo! Serce podpowiadało mi jako mieszkańcowi właśnie tej gminy, że ten wariant byłby wymarzony, ale swoją decyzję uzależniałem od warunków wodnych, które koniecznie trzeba było sprawdzić żeby nie ruszać w ciemno. Była niedziela 11 lutego 2024r., iskra wybuchła jaskrawym płomieniem. Wiedziałem, że to się stanie i nie ma odwrotu bo inaczej nie darowałbym sobie takiej okazji. Sprawdzam prognozę pogody. Poniedziałek deszcz, wtorek deszcz, środa... słońce i lekki przymrozek nad ranem! Idealne warunki na spływ. Zatem postanowione, to będzie środa. Z tego wszystkiego nie mogłem zasnąć bo przecież w głowie układały się już plany. Zerkam znowu na zdjęcia satelitarne i ponownie wracam na szlak Ciechocińskiej Strugi. Przyglądam się dokładniej poszczególnym odcinkom, ponieważ już wcześniej dostrzegłem kilka potencjalnych problemów. Najbardziej problematyczne na trasie wydawały się okolice Ciechocina. Na zdjęciach zamiast strugi widoczne były tylko cienkie nitki wiodące do jeziora w Ciechocinie i za nim. Jak się miało okazać później podczas spływu, to właśnie one sprawiły najwięcej problemów, szczególnie przed jeziorem, ale o tym później.

Już w poniedziałek postanowiłem zrobić rekonesans szlaku z lądu. Zabieram najpewniejszy do takich zadań samochód w naszej flocie, czyli Mitsubishi L200, który jeszcze nigdy nas nie zawiódł w terenie. Jadę z córcią Leną do przedszkola. Swoją drogą, ona również miała już okazję pływać z nami kajakiem na Ciechocińskiej Strudze. Prosto z przedszkola ruszam w teren. Na cel obieram Ciechocin. To tu postanawiam zacząć lustracje ponieważ do Piastoszyna już pływałem a powyżej nie. Najbardziej charakterystycznym punktem jest kościół pw. św. Marcina z 1877r. Jego szachulcowa zabudowa przykuwa uwagę, ale nieopodal jest Jezioro Ciechocińskie, plaża i pomost z wiatą. Zatrzymuję się tylko na chwilę, zwracam uwagę na wysoki stan wody w jeziorze, co stanowi dobry prognostyk dla całej wyprawy. Ruszam dalej. Z racji niewielkiej odległości sprawdzam najpierw znany mi punkt na trasie w kierunku Żalna. Okolica jest piękna, a struga szeroka, powinno być dobrze. Przy okazji lustruję przepust pod drogą. Prześwit od strony wpływu strugi jest duży i kajak powinien się zmieścić. Może uda się bez przenoski? Idę zobaczyć na drugą stronę wylot i ku mojemu zdziwieniu, końcówka przepustu znajduje się pod wodą! Oczyma wyobraźni widzę kajakarza próbującego przepłynąć pod drogą. Wyrzucam nieprzyjemny obraz z głowy i ruszam dalej. Jest polna droga w odległości kilkuset metrów od cieku. Podążam w górę rzeki. Warunki drogowe są bardzo ciężkie, ale L200 doskonale sobie radzi. Mijam drobniejsze cieki wodne i docieram do czegoś większego. To dość szeroki rów, którym wartko płynie strumień. Sprawdzam zdjęcia satelitarne oraz mapę i moje przypuszczenia się potwierdzają. To jedno ze źródeł Ciechocińskiej Strugi ciągnące się od Nowego Ostrowitego. Cieszę się, że tu trafiłem bo przy okazji mam wgląd na to źródło, ale mam wątpliwości, które budzi mała głębokości strugi i liczne zarośla w nurcie. Może być ciężko ze spływem. Ruszam dalej w kierunku Sicinek, ale ostatecznie nie docieram tam. Droga jest całkowicie zalana. Postanawiam nie ryzykować i wycofać się do Ciechocina, a następnie ruszyć do Sławęcina. Przy okazji mogę sprawdzić oglądany wcześniej ciek biegnący od Nowego Ostrowitego, ale w wyższym punkcie. Niestety to samo: płytka woda i liczne zarośla. Jadę dalej sprawdzić trop na ulicy Chojnickiej pomiędzy Obrowem a Kęsowem. Niestety jest jeszcze gorzej. W rowie woda, ale mało i ciek nie nadający się do spływu. No to przesuwam się tym razem po nitce kierunku kłębka i tak oto przez Obrowo trafiam do Sicinek. Pojawia się "bardzo jasne światełko w tunelu". Natrafiam na widoczny na mapie i zdjęciach satelitarnych ciek wodny. Mapy i zdjęcia to jedno, ale zobaczyć na własne kajakarskie oczy to drugie. Szybko oceniam, da się płynąć. Postanawiam ponownie opuścić nasze nieocenione L200 i ruszyć pieszo na półgodzinny spacer. Badam również sąsiednie rowy, które wydają się biec w jednym kierunku, w kierunku Ciechocina! Trafiłem na drugie źródło Ciechocińskiej Strugi. Nie mam wątpliwości, że to tu zacznę spływ. Na korzyść jest też fakt, że ciek, na który natrafiłem i sąsiednie, w nieodległej przeszłości również zostały oczyszczone. Dodając do tego wysokim poziom wód powierzchniowych stanowi to dla mnie bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności. W miarę postępowania mojego spaceru, zauważam, że kolejne cieki łączą się ze sobą, a koryto staje się coraz szersze. Na 90% oceniam, że to tu będzie miejsce mojego startu. Jednak ciekawość zwyciężyła i ponownie sprawdzam ciek powyżej. Niestety dla spływu robi się problematycznie, a szkoda bo ze zdjęć satelitarnych i topografii terenu wynika, że płyną tędy wody, które wydostały się m.in. z Jeziora Zamkowego pod Kęsowem. Poczynione ustalenia  przypieczętowały miejsce startu w Sicinkach.

Kolejny etap przygotowań zostawiłem już na deszczowy wtorek bo po ponownej analizie prognozy pogody, wiedziałem, że popłynę w środę. Poniedziałkowy i wtorkowy deszcz grał na moją korzyść utrzymując wysoki stan wody na trasie. Cała wyprawa zorganizowana została w krótkim czasie, na pełnym "spontanie". Jednak nie mogło zabraknąć odpowiedniego przygotowania. Kondycyjne i techniczne mam jako że pływam i jestem Instruktorem Polskiego Związku Kajakowego, Instruktorem Rekreacji Ruchowej ze specjalnością kajakarstwo oraz ratownikiem WOPR z długim stażem. Prowadzę też jedyny w Borach Tucholskich  Referat Weryfikacyjny Odznak Kajakowych PTTK i PZK. Dlatego postanowiłem skupić się na sprzęcie. Na wyposażeniu mojej wyprawy (oprócz kajaka, wiosła i kamizelki asekuracyjnej) znalazł się również worek wodoszczelny z kompletem zapasowej odzieży, łącznie z czapką, rękawiczkami i butami. Oprócz tego apteczka, rzutka ratunkowa, pasy kajakowe, maczeta oraz mały palnik gazowy aby w sytuacji kryzysowej można było szybko rozpalić ogień (w myśl zasady przezorny zawsze ubezpieczony).

 

Środa 14 lutego 2024r., dzień spływu. Wstaję wcześnie, pakuję kajak na dach oraz resztę bagaży do samochodu. Wędrówkę będę odbywał na wdzięcznym kajaku jednoosobowym m-ki Prijon Cruiser. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to najlepszy wybór na tę trasę ponieważ kajak mierzy aż 4,3m długości, ale akurat taki model jedynki mam na miejscu, a pozostałe znajdują się w innej bazie już bardziej oddalonej. Trudno, nie przejmuję się tym zbytnio bo okoliczności są sprzyjające, włączając w to pogodę ponieważ świeci słońce. Cruiser potrafi odwdzięczyć się pakownością, wygodą i doskonale utrzymującą trajektorią i torem płynięcia. Pod tym względem niemieccy konstruktorzy dopracowali kajak do perfekcji, co potwierdza się w naszej wieloletniej działalności i opiniach klientów. Wiosło oczywiście skrętne i możliwie krótkie bo zdaję sobie sprawę z tego, że miejscami na szlaku może brakować miejsca na ruchy. Gorąca kawa w termos, woda i prowiant włącznie z miodem pochodzącym z mojej własnej pasieki edukacyjnej. Wybieram rzepakowy ze względu na dużą zawartość glukozy w swoim składzie, a łatwo i szybko przyswajalna energia z pewnością mi się przyda. Oczywiście telefon naładowany do pełna, ponieważ w razie problemów z nawigacją na wodzie, zamierzam posiłkować się zdjęciami satelitarnymi, które okazały się bardzo pomocne podczas spływu. Na szlak wiezie mnie Olka, która zapewnia moje zaplecze logistyczne. Po drodze jeszcze odstawiamy Lenę do przedszkola, a my nad wodę!

Docieramy na start w Sicinkach, nieopodal Kęsowa, na pograniczu województwa kujawsko-pomorskiego i pomorskiego. Zresztą cały szlak Ciechocińskiej Strugi niejako rozgranicza te dwa województwa, raz biegnąc po jednej, raz po drugiej stronie. Niegdyś ziemie te wchodziły w skład jednego województwa bydgoskiego i trochę sztucznie zostały rozdzielone, ale na szczęście tylko administracyjnie. W Sicinkach widać zabudowania elektrowni gazowej, czyli inwestycji Orlenu przerabiającej gaz ze złóż łupkowych na energię elektryczną. Ola patrzy nieco z niedowierzaniem: "tędy będziesz płynął?", ale jednocześnie zdaje się na moje doświadczenie i przygotowanie. Przebieram się na kajak i pakuję sprzęt. Jeszcze krótkie pomiary koryta cieku. Jest całkiem przyzwoicie: woda na poziomie około 20 cm głębokości i 100 do 120 cm szerokości. Umawiam się z Ola na kontakt telefoniczny z trasy i wysyłanie koordynat ze swoim położeniem. Pogoda jest piękna wychodzi słonko, temperatura powietrze wzrosła do 0 stopni. Startuję o godzinie 10.25 włączam kilka aplikacji z rejestracją swojej trasy, ale był to chyba najsłabszy punkt całej wyprawy ponieważ po drodze traciłem sygnał GPS i telefon przestawał rejestrować trasę lub skracając ją, ale zachowały się punkty z trasy z załącznikami zdjęciowymi, których robiłem naprawdę dużo. Było co podziwiać, ale też oznaczałem kluczowe miejsca na szlaku. Początkowe kilkaset metrów idzie mi nieco opornie ze względu na płytką wodę i szerokość koryta. Praktycznie odbijam się wiosłem od brzegów. Jednak po kilkuset metrach, w miarę dołączania wód z kolejnych rowów zrobiło się nieco szerzej i głębiej. "Luksusowo" było już po połączeniu ze znajomym ciekiem wiodącym od Nowego Ostrowitego, którego końcówka również była zmeliorowana. Po połączeniu dwóch źródeł, struga wiedzie przez okoliczne łąki, z prawej strony zaczynają pojawiać się liczne skupiska wierzb. Słychać odgłosy żurawi i innego ptactwa. Po chwili rzeka skręca pod kątem 90 stopni w lewo i obiera kierunek na Jezioro Ciechocińskie. Tutaj koryto jest już dość szerokie, a prześwit wynosi od 1,5 do nawet 3 metrów, co dla kajakarza jest w zupełności wystarczające. O ile pośród łąk koryto strugi było całkowicie wyczyszczone, o tyle na tym odcinku pojawiają się nieliczne przeszkody w postaci kęp roślinności wodnej, gałęzi ściętych przez bobry oraz pojedynczo wyrastających krzaków w nurcie. Jednak wędrówka idzie gładko. Po lewej stronie rzeka mija okoliczne pola i łąki i dołączają do nich wyraźne odpływy z okolicznych pól. Natomiast po prawej stronie zaczynają się stare siedliska olsowe. Wrażenie jest ogromne ponieważ drzewa są naprawdę leciwe, a przez wysoki poziom, zalane również wodą. Po około 25 minutach od startu, pola i łąki ustępują i płynie się już lasem, w którym dominują właśnie olchy. Po drodze natrafiam na tamę bobrową, która utworzyła naturalny stopień wodny. Wystarczy dobrze się rozpędzić i płynnie ześlizguję się przez przeszkodę. Po chwili płynięcia muszę jednak wyjść i przeciągnąć kajak przez kłodę leżącą w poprzek strugi. O godzinie 11.00 docieram do przepustu pod drogą Żalno – Ciechocin. Pierwszy etap podróży za mną. Jestem usatysfakcjonowany swoim wyborem i tym, że postanowiłem szukać szlaku powyżej Ciechocina. Trasa odwdzięczyła się urozmaiconym krajobrazem i charakterem no i mogłem poznać źródła Ciechocińskiej Strugi.

Byłem zadowolony, ale z tyłu głowy miałem cały czas wlot do Ciechocina i wcześniej przeglądane zdjęcia satelitarne, które wzbudziły moje obawy. Postanawiam nie tracić czasu, przeciągam kajak na drugą stronę drogi i sprawnie woduję się na strudze. W tym miejscu jest szeroka oraz wartka i nic nie zwiastuje zbliżających się problemów. Jednak po chwili natrafiam na duże zwałowisko poprzewracanych drzew. Nie sposób pokonać tej przeszkody w kajaku, dlatego wychodzę na drzewa i rozeznaję się sytuacji. Nie da rady, wciągam kajak 2 metry do góry i przeciągam go po drzewach na drugą stronę. W sumie nic nadzwyczajnego, zważywszy, że będąc tak wysoko już widziałem z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Za zwałowiskiem płynę jeszcze kilka metrów i koniec, dalej nie da rady. Jezioro, a właściwie wpływ na nie jest całkowicie zarośnięte. Mam dwa wyjścia. Mogę kierować się na prawo "opływając nieco jezioro przez 30cm przesmyk", który widoczny jest na zdjęciu satelitarnym. Opływając oczywiście tylko umownie ponieważ jest na tyle płytko, że nie ma szans aby kajak drgnął z miejsca. Decyduję się na drugi wariant, czyli wybieram najkrótszą drogą na jezioro. Oczywiście też nie ma mowy o płynięciu lub nawet siedzeniu w kajaku ponieważ dociska go do dna. Wobec tego staję wyprostowany w kajaku i poprzez odciążanie go, próbuję przesuwać się do przodu odpychając się jednocześnie wiosłem. Po przebyciu tym sposobem około 10 m zawracam, ponieważ roślinność wodna nie chce ustępować. Nagle słyszę trzask. Jak się po chwili okazało mojego wiosła! Szybko sprawdzam sprzęt. Na moje szczęście  to tylko fragment, a nie całe pióro, które nie wytrzymało dużych naprężeń związanych z odpychaniem. Da się płynąć tylko trzeba skorygować siłę wiosłowania z jednej strony. Próbuję drugą trasę i przepycham się bardzo powoli drugą ścieżką. Naglę słyszę drugi trzask! Przez moją głowę przeszła myśl: czy to koniec wyprawy? Sprawdzam wiosło i ponownie szczęście w nieszczęściu. To ułamany fragment pióra z drugiej strony. Jako człowiek doszukujący się pozytywów gdzie tylko się da, cieszę się na tę myśl ponieważ przynajmniej równo będzie się wiosłowało 🙂 Jednak w duchu dodaję: "tylko nie łam się więcej bo będzie ciężko". W tym miejscu żałuję że nie wziąłem obuwia, które nadawałoby się do wejścia do wody o tej porze roku. Przeciągnąłbym po prostu kajak i wpłynął na jezioro, oszczędzając przy tym sporo energii i czasu. Dodam tylko, że pozycja stojąca w kajaku nie jest jedną z najlepszych ponieważ łatwo stracić równowagę i wylądować w wodzie, a zimą jest to dość problematyczne. Szczęśliwie asekurując się wiosłem przed wpadnięciem do wody (kilka razy było blisko), docieram do nieco głębszego i rzadszego fragmentu, przez który przedzieram się na jezioro w pozycji siedzącej. No i tak oto straciłem około pół godziny aby dostać się na jezioro, ale radość ze zwycięstwa jest zdecydowanie silniejsza.

Postanawiam dopłynąć do przystani nad Jeziorem Ciechocińskim (pow. 25,25 ha) i zrobić sobie krótką przerwę. Stan wody jest na tyle wysoki, że jak bym się uparł to mógłbym wpłynąć na pomost. Czas na gorącą kawę, kanapki i oczywiście miodek wyjadany łyżką wprost ze słoika. Na zdjęciach satelitarnych lokalizuję najszersze domniemane ujście strugi z jeziora i o godz. 11.50 postanawiam ruszać dalej bo nie wiadomo co przede mną. To właśnie z jeziora w Ciechocinie, Ciechocińska Struga formalnie rozpoczyna swój bieg. Na zdjęciach satelitarnych widać kilka malutkich odnóg, którymi struga wypływa z jeziora łącząc się niżej w jedną, już całkiem szeroką. Ja liczę tylko na to, że będzie lepiej niż było to na początku jeziora ponieważ zdjęcia satelitarne wyglądają podobnie. Okazuje się nie najgorzej ponieważ jest nieco szerzej i głębiej, co umożliwia mi pozostawanie w pozycji siedzącej w kajaku. Trochę trudność sprawia mi długość kajaka, który utrudnia mi sprawne manewrowanie pomiędzy kępami traw wodnych i innej roślinności. Jednak upór i determinacja to jedne z moich wrodzonych cech, dlatego stopniowo przesuwam się do przodu. Bardzo pomocne okazały się zdjęcia satelitarne i bieżące aktualizowanie mojej pozycji, którą mogłem następnie korygować, aby odnaleźć strugę. Muszę zauważyć, że jest ona bardzo wymagająca na tym odcinku i odradzam samodzielne jej pokonywanie osobom bez odpowiedniego przygotowania technicznego i umiejętności. Niejednokrotnie musiałem korzystać z mojej znajomości locji kajakowej, na podstawie której udawało mi się określić ujście strugi i jej główny nurt. Jak się później okaże, umiejętności te, niejednokrotnie przydadzą mi się tego dnia. Brnąc do przodu już po 15 minutach udaje mi się dopłynąć do miejsca, w którym wyraźnie widać już strugę, a po kolejnych 15 docieram do stalowego mostu służącego prawdopodobnie celom rolniczym, który niemal całkowicie znajdował się pod wodą, ale krótka przenoska była konieczna. Stojąc na moście widzę, że mój trud został nagrodzony, bo przede mną rozpościera się już całkiem wyraźna struga z rozlewiskami. To również w tym miejscu byłem już pewien, że dopłynę dzisiaj do mojego domu nad jeziorem grochowskim.

Podbudowany okolicznościami ruszam w dalszą podróż. Spodziewam się, że teraz uda się już trochę powiosłować. Kawałek za mostem, struga wyraźnie się poszerza. Z lewej strony na pobliskich łąkach utworzyło się duże rozlewisko, natomiast z prawej mijam kolejne duże siedliska olsowe wyrastające jakby z wody, której jest naprawdę dużo. Okolica jest przepiękna. Wykorzystuję to, odskakując nieco od głównego nurtu i pływam między starymi olchami. Kto wie kiedy taka okazja może znowu się powtórzyć? Zbliżam się do Jeziora Piastoszyn. Tradycyjnie już przed jeziorem, na mojej drodze staje spora ilość uschniętej roślinności wodnej. Widać, że przez ostatnie lata miała miejsce prawdziwa ekspansja. Jednak w tym wszystkim wyraźnie daje się odczytać główny nurt, który ma od 0,5 do 1m szerokości. Mały slalom między kępami za mną i o 12.40 docieram na Jezioro Piastoszyn (pow. 25,25ha). Pogoda się zmienia i słońce jest już nieco za chmurami, ale okoliczności przyrody są piękne. Jezioro swoją nazwę wzięło od wsi Piastoszyn położonej z prawej strony jeziora na wschodnim brzegu. Sama miejscowość jest dość oddalona od akwenu, co czyni go tym bardziej atrakcyjnym. Wielkością podobne jest do jeziora w Ciechocinie, ale ze względu na brak jakichkolwiek zabudowań w rejonie linii brzegowej, o bardziej dziewiczym charakterze. Po wpłynięciu na jezioro, na pierwszy rzut oka widać w oddali trzy elektrownie wiatrowe zlokalizowane w Nowej Cerkwi oraz zabudowania wsi Silno z górującym nad nią masztem telefonii komórkowej. W miarę wiosłowania pokazuje się też maszt w Piastoszynie, który położony jest już nieco za wsią, bliżej drogi wojewódzkiej nr 240 ze Świecia do Chojnic. To właśnie jemu zawdzięczamy zasięg w naszym siedlisku. Towarzyszy mi już odczuwalny wiatr, który jakby grał w mojej drużynie ponieważ wieje w plecy, co również pomaga w płynięciu.

O 12.50 docieram już do końca jeziora i znowu sięgam po zdjęcia satelitarne weryfikując przy tym swoją lokalizację. Rzeki jakby nie było. Dookoła widoczna tylko las z suchej trzciny. Pozostaje mi nic innego jak zaufać swojej intuicji oraz zdjęciom satelitarnym i wbić się w zaporę z trzciny. Przeprawa nie trwa długo ponieważ już po chwili pokazuje się już duże rozlewisko. Żeby nie drzewa można by odnieść wrażenie, że płynie się po jeziorze. Pomimo swoich znajomości locji kajakowej kilka razy tracę główny nurt. Od momentu startu, ze 120 cm koryta zrobiło się już dobre kilkadziesiąt metrów szerokości płynącej wody. Paradoksalnie wysoki stan wody, który umożliwił mi względnie komfortowy spływ, teraz zmusza mnie do wytężenia zmysłów nawigacyjnych. Jednak płynący nurt wiedzie w jednym kierunku i moim oczom ukazuje się nasyp kolejowy wiodący z Tucholi do Chojnic, do którego ostatecznie docieram o godz. 13.05. Około 30 metrów przed torowiskiem jest również nieduży nasyp ziemny z przepustem pod spodem i żeby dostać się w rejon torów, trzeba znowu przeciągnąć kajak  kilka metrów po lądzie.

Podpływam do przepustu pod torowiskiem żeby sprawdzić jak wygląda potencjalna przeprawa. Jest dobrze, szybko oceniam, że pomimo wysokiego stanu wody, dam radę. Ze względu na różnice poziomów, nurt w tym miejscu jest dość wartki i jeszcze przyspiesza na samym końcu. Wsuwam się nogami w głąb kajaka i ruszam przed siebie. Nie polecam przeprawiać się osobom cierpiącym na klaustrofobię. Nieopodal za torami na zachodnim brzegu widzę pierwszy z dwóch piastoszyńskich stawów, którego wody połączyły się z Ciechocińską Strugą. Po 5 minutach dopływam do kolejnej przenoski przez drogę, która rozdziela wspomniane stawy.  Za przenoską, na wschodnim brzegu jest spora otwarta przestrzeń ponieważ rzeka graniczy z nisko położoną łąką. Z radością napawam się tym zielonym obrazkiem, by po chwili przepłynąć obok drugiego ze stawów, którego wody również połączyły się ze strugą.  Od tego miejsca zaczyna się wielkie rozlewisko w olsowym drzewostanie. Bardzo trudne jest odszukanie głównego nurtu, bo teraz jest ich kilka zlewających się w jedną całość o szerokości kilkudziesięciu metrów. Z pewnością przy niskim stanie, wody wracają do głównego nurtu. Nawigowanie utrudniają też zwałowiska drzew powstałe prawdopodobnie w 2017 r., kiedy przez nasz region przeszła niszczycielska nawałnica. Jednak dzięki wysokiej wodzie, większość z powalonych drzew można ominąć. Tylko dwukrotnie jestem zmuszony wyjść z kajaka, a przez pozostałe kłody udaje mi się prześliznąć. W miarę spływu, krajobraz zmienia się ponieważ zbliżam się do małego Jeziora Silno (pow. 28,70ha). Moim oczom zaczyna ukazywać się tradycyjny już widok roślinności wodnej zarastającej strugę, ale w odniesieniu np. do jeziora w Ciechocinie, jest to przysłowiowa bułka z masłem. O godz. 13.40 wpływam na chyba najbardziej dziewicze jezioro, na którym wita mnie para łabędzi. Trudno jest mi oprzeć się wrażeniu, że ptaki obserwują mnie z dużym zdziwieniem. Po pięciu minutach wiosłowania jestem już przy dość mocno zarośniętym ujściu Ciechocińskiej Strugi. Jeszcze wgląd na zdjęcia satelitarne i szybko odnajduję właściwą trasę. Od wiaduktu w Piastoszynie nie odkładam wiosła ponieważ umówiłem się z trasy na spotkanie z Olką. Mamy spotkać się w punkcie postojowym dla rowerzystów nad brzegiem Jeziora Grochowskiego.  Ma do mnie wystartować rowerem ponieważ posiadamy dogodne połączenie z naszego siedliska. Bezpieczny przejazd jest możliwy dzięki inwestycjom samorządowym z ostatnich lat, podczas których, z Grochowa do drogi wojewódzkiej 240 został wybudowany chodnik/ścieżka, która z kolei łączy się ze ścieżką rowerową Żalno – Chojnice (w przyszłości Tuchola – Żalno – Chojnice). Ostatnia dekada przyniosła prawdziwą eksplozję realizowanych przedsięwzięć i modernizacji, zarówno w Gminie Kęsowo jak i w Gminie Chojnice, u styku których funkcjonujemy.

Po odszukaniu ujścia, wypływam z Jeziora Silno. Struga, a właściwie prześwit wiodący przez roślinność wodną ma tu około 1 m szerokości. Ze względu na sporą ilość wody, również w tym miejscu można nieco pobłądzić. Oprócz głównego nurtu, struga przedziera się bokami, a ogół wody i uschnięta roślinność wodna zlewają się w jedną całość poprzedzielaną wysepkami rozmaitych kęp. Trzeba ostatni raz wytężyć zmysły nawigacyjne. Przy niskim stanie wody, odnalezienie głównego nurtu nie sprawia trudności, a wręcz nie ma możliwości płynąć inaczej. Po chwili wiosłowania, z lewej strony wyłania się droga wojewódzka nr 240 oraz kościół w Silnie pw. Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Wzmianki o parafii pochodzą już z 1398 roku, jednak kościół w obecnym kształcie został wybudowany stosunkowo niedawno bo w 1957r. W Silnie znajduje się również zabytkowa drewniana chata podcieniowa, która pochodzi z ok. 1850r. Budynek jest na kamiennych podmurówkach o dwuspadowym dachu konstrukcji zrębowej krytej strzechą. Po zdarzeniu drogowym w 1998r. chata została przeniesiona i od tej pory stoi obok Domu Kultury w Silnie, gdzie została odbudowana na bazie pozostałych elementów. Cieszy fakt, że od 2001r. została oddana do użytku i udostępniona dla zwiedzających, którzy mogą w ten sposób uzupełnić swoją wiedzę o Kosznajderii i jej mieszkańcach. Również nieopodal od Jeziora Silno, po lewej stronie mijam dopływ cieku wodnego o nazwie "Struga", który niesie swoje wody aż spod Pawłowa, przez Racławki (PKP) i Silno. Jego nurt zasilany jest przez wody z okolicznych łąk, pól i rowów. To również miejsce, gdzie formalnie kończy swój bieg Ciechocińska Struga i dalej już jako Raciąska Struga podąża przez Grochowo i Raciąż aż do Brdy. Z teoretycznego punktu widzenia, ze względu na długość i ciągłość szlaku oraz ilość niesionej wody, struga do samego końca powinna zwać się ciechocińską. Praktycznie nie ma to jednak znaczenia ponieważ jest to przyjęta nazwa umowna, która np. samej wodzie lub rybom, jest obojętna.

Pod koniec tego odcinka płynę szerokim fragmentem strugi, niemal równolegle do drogi, która następnie skręca pod kątem w lewo i wpływam pod most. Stąd już prosta i szeroka droga na Jezioro Grochowskie (pow. 57,12 ha). Dobrze znam to miejsce ponieważ bywam tu co najmniej kilka razy w roku. Po wpłynięciu na jezioro odbijam ostro w prawo do zatoczki, gdzie znajduje się punkt wypoczynkowy oraz miejsce, gdzie wędkarze mogą zwodować swoje łodzie wiosłowe. Spotykam Olę w umówionym miejscu. Moja prezencja kajakowa już nieco się zmieniła od startu. Rękawy kurtki ociekające wodą bo przecież miejscami przeprawa była mocno uciążliwa i trzeba było pomagać sobie rękoma. Wiosło złamane z dwóch stron bo przecież Jezioro Ciechocińskie nie chciało mnie tak łatwo wpuścić. Cały kajak w zielsku bo przecież nie był to spacerek Brdą z Mylofu. Postój nie trwa długo bo  przede mną jeszcze dwa kilometry do przepłynięcia, a pogoda się pogarsza. Zaczyna już trochę padać i wiać, ale w tym przypadku akurat wiatr jest moim sprzymierzeńcem ponieważ wieje w plecy, a wiadomo, że dla kajakarzy jest to najlepsza z możliwych opcji. Szybko pokonuję jezioro, po drodze mijając jeszcze z prawej strony zabudowania wsi Grochowo. Na ostatniej prostej widzę już nasze Siedlisko Grochowo, w którym mam przyjemność mieszkać, pracować, wypoczywać i oddawać się swojej pasji czyli m.in. pływać kajakiem oraz prowadzić pasiekę edukacyjną. W naszej przystani wita mnie Ola, której nie udało mi się wyprzedzić w końcowej fazie wyprawy. Tu kończy się moja ekscytująca wyprawa. Nieopodal za siedliskiem struga wypływa z jeziora i do pokonania jest stopień wodny, przez który przy tych warunkach, woda przewala się z dużym impetem. Teraz po prawej stronie aż do mostu na drodze z Grochowa do Gockowic mija się zabudowania naszego siedliska oraz pasiekę. Pod mostem drogowym można przepłynąć pomimo wysokiego stanu wody, przez jeden z dwóch betonowych przepustów. Ostatnie około 200 metrów przepływa się prostym odcinkiem rzeki, która następnie skręca pod kątem 90 stopni w prawo. To właśnie w tym miejscu z lewej strony do raciąskiej, dopływa Suska Struga.

Warto w tym miejscu pokusić się o pewne podsumowanie. Za mną piękna 8,5 kilometrowa wędrówka kajakowa po dziewiczych terenach dawnej Kosznajderii z Sicinek przez Ciechocin, Piastoszyn, Silno, do Grochowa. Wydawać by się mogło, że pionierska ponieważ w środowisku kajakowym, Ciechocińska Struga jest szlakiem praktycznie nieznanym, w odróżnieniu od np. Raciąskiej Strugi. Podczas swojej wędrówki nie znalazłem typowych śladów pozostawianych po kajakarzach i ich sprzęcie, szczególnie na przeszkodach np. na zwalonych do nurtu drzewach, gałęziach lub roślinności wodnej. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności płynąłem przy wysokim stanie wód, co pozwoliło mi zacząć wędrówkę aż w Sicinkach, gdzie ciek został niedawno zmeliorowany. Na pewno wędrówkę ułatwiła mi pora roku, podczas której praktycznie nie ma świeżej trzciny, grążeli, lilii wodnych, moczarki i innych roślin środowiska wodnego. Prawdę powiedziawszy nie sposób mi sobie wyobrazić, aby taki spływ można było zrealizować np. latem, ze względu właśnie na roślinność i niski poziom wody. Ciechocińska Struga to ciek wyraźnie marginalizowany pod tym względem przez zarządcę wody. Jednak ten stan rzeczy można by postrzegać również jako pozytywny ponieważ nie ma ruchu turystycznego. Przekłada się to oczywiście na wysokie walory przyrodnicze tego szlaku.

 

Przyszłym kajakarzom mógłbym podpowiedzieć, aby decydując się na spływ kajakowy Ciechocińską Strugą, kierowali się tymi samymi kryteriami co ja. Przed wybraniem się na spływ warto sprawdzić wcześniej bieżący stan wód i wybierać raczej porę mokrą, co może warunkować miejsce startu. Oczywiście ze względu na roślinność, warto również brać po uwagę raczej okres od późnej jesieni do wczesnej wiosny. Ponadto, warto upewnić się, że na akwenach nie występuje pokrywa lodowa. Szlak Ciechocińskiej Strugi polecam dla zaawansowanych kajakarzy pływających na jedynkach, z dobrą znajomością locji kajakowej oraz tych którzy opanowali techniki pokonywania zwałek. Pomocne mogą okazać się: krótki kajak, mocne wiosło, obuwie pozwalające wejść do wody, dostosowane do pory roku (jeżeli ktoś decyduje się "wpłynąć" na Jezioro Ciechocińskie), dokładna mapa, aktualne zdjęcia satelitarne oraz urządzenie (np. telefon komórkowy), które umożliwia weryfikowanie swojej pozycji w odniesieniu właśnie do zdjęcia satelitarnego. Przepłynięcie trasy z Sicinek do Siedliska Grochowo (8,5 km) zajęło mi 4 godziny, czyli dość długo, ze średnią około 2,1 km/h. Jednak czas ten spokojnie można by skrócić do 3 godzin. Podczas swojego spływu często odkładałem wiosło w związku z robieniem dużej ilości zdjęć, nanoszeniem i opisywaniem punktów na trasie, robieniem pomiarów, no i oczywiście kontemplacją. Ponadto, przez brak obuwia pozwalającego zimą wejść do wody, straciłem około pół godziny na przeprawę na Jezioro Ciechocińskie. Trasę oczywiście można sobie dostosować do indywidualnych preferencji, ponieważ można przecież płynąć dalej Raciąską Strugą np. do Raciąża lub dalej do Brdy. W zakresie spływów kajakowych, Siedlisko Grochowo służy kajakarzom radą, ale również zapleczem technicznym. Po uprzednim ustaleniu można u nas np.: zostawić samochód, wynająć kajak, skorzystać z transportu osób i sprzętu lub po prostu wystartować albo zakończyć spływ.

Do zobaczenia na szlaku i połamania wioseł! 😉

Wojtek

 

menu-circlecross-circle linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram